mój ziołowy zakątek
Dzisiaj w cyklu "DOCEŃ SIŁĘ ZIOŁA" coś zupełnie innego. Chciałabym na swoim przykładzie pokazać, że wcale nie jest trudno wyhodować coś własnego... Coś, co będzie miało pewne pochodzenie i będzie bezpieczne, a mowa tutaj oczywiście o ziołach i warzywach. To może od początku...
Zdawałam na
maturze biologię i w liceum byłam w stanie uczyć się o różnych tematach i
działach z nią związanych. Genetyka, ekologia, ewolucjonizm, anatomia, wszystko
– byleby nie dotyczyło roślin. Nie to, że nie lubię, fajnie niech sobie będą,
rosną, kwitną byle tylko nie potrzebowały mojej pomocy. Moja mama odkąd
przeprowadziliśmy się na wieś uwielbia grzebać w ziemi. Co i raz kupuje nowe
roślinki, sadzi je, podlewa, przesadza, rozsadza i dużo innych „fascynujących
operacji” przy nich wykonuje. Nie rozumiałam o co w ogóle chodzi, a gdy nie
pokazała mi placem, że oto właśnie tę roślinkę dzisiaj posadziła mogłabym się
zorientować za trzy tygodnie albo i przyjąć, że ona już tu dawno była (choćby
nie wiem jak była wieka). Tak właśnie wygląda moje zainteresowanie
roślinnością.
Jakiś czas
temu jednak wymyśliłam, że hodowanie ziół to wcale nie głupia opcja. Tata
przywiózł potrzebne skrzynki, a one czekały na moja mobilizację do momentu aż
posłuchałam Marty Wajdy (grysik.com) na temat ogródków, sadzenia własnych
pomidorów, ogórków, cukinii, poziomek i takich tam różnorakich roślinności.
Następnego dnia odleżane skrzynki już wyglądały tak:
|
fot. Alicja Nader |
Dzisiaj już
wygląda to nieco lepiej, zieleniej… no na bogato. Zioła się porozrastały,
rozwinęły się pięknie pachną i jestem pewna, że tylko czekają na to by
dodać je do ugotowanych, upieczonych potraw. W kolejnych postach będę opisywała
zasiane zioła i warzywa. W tym roku udało mi się pozyskać między innymi
bazylię, cząber, koper a także rzodkiewkę, rukolę czy paprykę.
Tak dziś wyglądają moje farmerskie podboje:
|
fot. Alicja Nader |
|
fot. Alicja Nader |
|
fot. Alicja Nader |
|
fot. Alicja Nader |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz